4-28 listopada 2004 r.

Wystawa „guma – technika szlachetna fotografii”
Przemysław Barański, Henryk Rogoziński, Wiesław Turno

Przemysław Barański
fotografią zajmuje się od 30 lat. Mieszka i pracuje w Radomiu. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików Okręgu Świętokrzyskiego w Kielcach i autorem 18 wystaw indywidualnych oraz uczestnikiem wielu wystaw zbiorowych. Posiada członkostwo Radomskiego Towarzystwa Fotograficznego, Stowarzyszenia Marynistów Polskich, Fotoklubu RP i Klubu Hasselblada.
W konkursach krajowych i zagranicznych zdobywał liczne nagrody i wyróżnienia, które choć potwierdzają jego poziom i wysoką klasę - nie stanowią dla niego jakiejś szczególnej miary wartości, ponieważ woli się raczej koncentrować na rozwijaniu własnej osobowości twórczej, cierpliwym poszukiwaniu motywów i pomysłów oraz doskonaleniu formy.
Swe zamierzenia artystyczne realizuje posługując się gumą - starą szlachetną techniką fotografii, zaś autorsko ukształtowane metody pracy znajdują odbicie w jego ulubionych od wielu lat tematach: pejzażu, architekturze i motywach marynistycznych.
Prace Przemysława Barańskiego zgromadzone na wystawie zatytułowanej "Guma" ujawniają, że jego wrażliwość estetyczna kształtowała się pod wpływem niegdysiejszych - ale jak widać wciąż żywotnych - idei nurtu piktorialnego, których geneza sięga schyłku XIX wieku (Fotoklub Paryski, R. de la Sizeranne, E. Puyo, R. Demachy) a które to spopularyzowane zostały w fotografii polskiej dwudziestolecia międzywojennego (J. Bułhak, T. Wański i in.).
Po pewnym okresie zapomnienia, wciąż rosnąca popularność tego rodzaju fotografii jest znamienna dla zjawiska zwrotu w kierunku twórczości bardzo osobistej, niemal intymnej, będącej jakby reakcją na fotografię cyfrową, nowości sprzętowe i cały towarzyszący temu zgiełk.
Proces wielobarwnej gumy jest również skomplikowany i długotrwały, a ponadto wymaga od artysty dużych umiejętności i konsekwencji w dążeniu do osiągnięcia zamierzonego celu. Dotyczy to zarówno wyboru motywów jak i pracochłonnych metod tworzenia obrazu co czyni z nieprzewidywalnych efektów końcowych pewnego rodzaju tajemnicę, mozolnie odkrywaną przez twórcę. Ale tu prawdopodobnie tkwi jakaś istotna różnica przeciwstawiająca technikę sprzed stu lat współczesnym mikroprocesorom i wysoko zaawansowanym technologiom.
Gumy Przemysława Barańskiego pięknie cyzelują formy architektoniczne zabytkowej architektury, gdzie romantyczny pejzaż jest zestrojony z dźwięczną nutą refleksji i melancholii.
Paramalarska w swym oddziaływaniu na widza technika niewiele ma wspólnego z precyzyjną analizą wizualną rzeczywistości, gdyż nie idzie tu o dosłowną wiarygodność fotografii co raczej wrażeniową stronę zdjęć kładącą akcent na odrealnione i niepowtarzalne efekty stwarzające możliwość ingerencji w ostateczny kształt dzieła, a jednocześnie zawierające element ekscytującej niespodzianki. Nostalgiczne obrazy przepełnione są wysmakowaną harmonią rytmów plastycznych, dekoracyjnością form i faktur oraz spójną kolorystyką.
Perfekcyjnie opracowane technicznie i rzetelne od strony artystycznej ujawniają malarskie predyspozycje autora wyrażające się znajomością oddziaływania koloru i zestawienia jego subtelnych odcieni. To właśnie w połączeniu z iluzyjnym przekazywaniem formy przestrzennej za pomocą odpowiedniego budowania świateł i cieni w obrazie, zaowocowało charakterystyczną dla niego stylistyką.
Staranna w swej dostojnej prostocie kompozycja jest stosowana świadomie i konsekwentnie dzięki czemu zdjęcia cechuje spokój i harmonia.
Delikatne zmiękczenia i specyficzny, niekiedy monochromatyczny koloryt znakomicie syntezują szczegóły, neutralizując jednocześnie niemożliwe do uniknięcia w obecnych realiach wytwory współczesnej cywilizacji. Konstrukcja poszczególnych elementów i płaszczyzn obrazu oraz umiejętna manipulacja lokalną skalą jasności dały jednorodne, tak miłe dla oka wrażenia wizualne, wzmocnione twórczą fantazją i wysublimowanym upodobaniem artysty.

Adam Gryczyński

Wspomnienie o Henryku Rogozińskim
Spotkaliśmy się po raz pierwszy na wernisażu jednej z poplenerowych wystaw w Galerii Fotografii ZPAF w Kielcach gdzieś w połowie lat 90. Moje pierwsze wrażenie z naszego kontaktu, choć nad wyraz pozytywne, było trochę przytłumione atmosferą i gwarem, jaki nam towarzyszył tamtego wieczoru.
Jednak zapamiętałem jego ujmujący sposób zachowania polegający na rzadko dziś spotykanej umiejętności słuchania innych połączonej z życzliwym uśmiechem i spojrzeniem - a czasem błyskotliwą uwagą świadczącą o niesamowitej wręcz intuicji i poczuciu humoru. Wyczuwało się w nim z jednej strony pokorę i nieśmiałość, czasem może nawet lekkie zakłopotanie, z drugiej zaś, jakby dla przeciwwagi - pewien majestatyczny rys osobowości, co zresztą całkiem nieźle podkreślała jego oryginalna aparycja: mocny profil, długie siwe włosy i broda oraz żółtobrązowe od papierosów - łagodnie pofalowane wąsy.
Ucieszyłem się, gdy po latach przerwy spotkaliśmy się w 1998 r. na plenerze Art -Eko w Sielpi na Kielecczyźnie. Niekończące się rozmowy w gronie przyjaciół, prezentacje autorskie, pokazy przeźroczy i spotkania w których braliśmy udział oraz wspaniałe wycieczki po drogach i bezdrożach rejonu Gór Świętokrzyskich przypieczętowały naszą sympatyczną znajomość. Myślę, że łatwo było nam znajdować wspólny język w związku z zamiłowaniem do "staroci" - z prawdziwą bowiem przyjemnością fotografowaliśmy chałupy i stare wiejskie graty służące ludziom niekiedy przez całe pokolenia. Henryk zawsze potrafił dostrzec w nich jakąś wyjątkowość i ducha przeszłości, co i mnie bardzo inspirowało. Tamte wspólne eskapady jak i te późniejsze: do Krakowa, Kielc, Ostrowca Św., Sandomierza, Szydłowca, Końskich, Ameliówki czy Bodzentyna w mniejszym czy większym towarzystwie wspominam jak najlepiej. Był znakomitym kompanem: w czasie fotografowania, gdy każdy niemal chadzał swoimi ścieżkami, z nim można było spokojnie, bez pośpiechu wyszukać interesujący motyw - ustawić się - zaczekać na właściwy moment i światło, a czasem wymienić uwagi, spytać o coś czy zażartować. Fotografował sporo i zapamiętale, wykonując po kilka wariantów danego ujęcia. Interesujący go obiekt czy detal oglądał z wielu stron - tak, aby wybrać dlań możliwie najlepszą formę, perspektywę czy światłocień. Zwracał też uwagę na kontekst i relacje elementów cząstkowych w kadrze, aby podporządkować je głównym tematom. Zdjęcia które robił w terenie, najczęściej wykorzystywał później do dalszej pracy polegającej na grafizacji: zziarnieniu, likwidacji półtonów czy pseudosolaryzacji na błonach graficznych po to, by ostateczne dzieło wykonać perfekcyjnie w technice gumy arabskiej. Z reguły były to monochromy: czarno-białe, sepia bądź ciemna zieleń. Dzięki nim uzyskiwał odrealnione, przenoszące widza na wyższy poziom abstrakcji obrazy: czasem niezwykle ascetyczne, innym razem pełne bujnej ornamentyki o ciekawej - liniowej lub plamkowej - rozgrywce plastycznej. Posługując się skomplikowaną techniką gumy - uzyskiwał dodatkowo bogatą fakturę i wydobywał niemal strukturalne szczegóły. W jego pracach dominuje umiłowany przez niego krajobraz, ale także cerkwie, drzewa i wiatraki: źródła jego własnych przeżyć estetycznych. Poza sferą wizualną - lecz jakże obecne - są nostalgia i romantyzm wzmacniające odbiór refleksyjny widza. Fotografie Henryka Rogozińskiego są tworem świadomym, oryginalnym, a nade wszystko adekwatnym do wartości jakie dostrzegał w świecie rzeczywistym i które nieustannie poddawał indywidualnej kreacji. Twórczość była dla niego wzniosłą dziedziną życia, dla której warto było się poświęcić.
Napisał o nim Paweł Pierściński: "Dzieło Henryka Rogozińskiego zwraca uwagę odmiennością wizji artystycznej. Fotograficzne obrazy nie mają odpowiednika
w polskiej fotografii artystycznej, są jedyną i niepowtarzalną wartością stworzoną przez twórcę na własny użytek, lecz zaadresowaną do widza, który czerpie z tych dzieł radość estetyczną. Nie są to fotografie czy utwory poligraficzne ani też "gumy", jednakże czerpią one z wymienionych dyscyplin artystycznych w równej mierze, stwarzając obrazy unikalne i odrębne.[...] Widza niepokoi pytanie: co stanowi urok tej twórczości ? Odpowiedzieć na nie mogą osoby obcujące codziennie z pracami artysty, pojawiającymi się w licznych domach i galeriach sztuki. Kontakt z tymi obrazami uspokaja, a rozedrgana struktura graficzna wypełnia kartkę papieru klejnotami - lśnieniem drobin światła. Może właśnie na tym polega tajemnica twórczości Henryka Rogozińskiego".
Urodził się 2 lipca 1934 roku w Grabowcu koło Bielska Podlaskiego, a od lat mieszkał i tworzył w Białymstoku. Ukończył Technikum Poligraficzne w Warszawie, zaliczył także 4 lata na SGGW w Warszawie. Posiadał uprawnienia instruktora fotografii kat. "S", oraz tytuł: "Zasłużony dla twórczości polskiej" - za twórczość w technice gumy, był członkiem założycielem, rzeczywistym i honorowym oraz członkiem Kapituły Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej. Był również członkiem rzeczywistym Związku Polskich Artystów Fotografików (Okręg Świętokrzyski).
Z fotografią zetknął się już w szkole podstawowej w Bielsku Podlaskim, a będąc w liceum ogólnokształcącym wykonał swój pierwszy skrzynkowy, jednosoczewkowy aparat. Odbitki wykonywał wówczas w kopioramce metodą stykową. Później wraz kolegą urządził pracownię na strychu piekarni gdzie - jak wspominał - było zawsze ciepło. Gdy podjął studia w Warszawie ma SGGW na wydziale melioracji, po ukończeniu kursu uzyskał członkostwo w Warszawskim Towarzystwie Fotograficznym, a po przerwaniu studiów na melioracji i zmianie na kierunek poligraficzny - został członkiem Białostockiego Towarzystwa Fotograficznego. Henryk Rogoziński - jak sam często przyznawał - nieustannie eksperymentował. Fotografię traktował jak hobby i z benedyktyńską cierpliwością szukał takich metod i środków, które jak najlepiej mogłyby oddać jego twórczy zamysł. Swą pierwszą wystawę przygotowywał aż przez 10 lat, a roboczo nazwał ją "wszystkie chwyty dozwolone" Pokazał ją po raz pierwszy w Białymstoku w 1973 roku - były to portrety i pejzaże. Serią tych prac uzyskał później członkostwo w ZPAF. W okresie następnych 30 lat zaprezentował przeszło 50 wystaw autorskich - w kraju i za granicą. Lubił uczyć fotografii i miał w tej dziedzinie wielu utalentowanych wychowanków. Wspominał z uśmiechem, że prowadzi "młodzież" od lat 7-miu do 70-ciu, bo przy uprawianiu hobby wiek nie gra roli. Do jego pracowni przy ul. Mickiewicza w Białymstoku przychodziła młodzież ze szkół podstawowych i spotykała się ze starszymi kolegami w wieku swoich dziadków. Wcześniej opiekował się jeszcze dwoma zespołami fotograficznymi działającymi przy Białostockiej Sp-ni Mieszkaniowej i Wojewódzkim Domu Kultury (obecnie Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury) - gdzie w latach 1966-1977 pracował jako instruktor fotografii.
Był niezwykle pracowity: oprócz własnej pracy artystycznej i zawodowej jako poligraf, organizował rozmaite kursy, plenery, warsztaty, seminaria
i konsultacje. Brał aktywny udział w licznych plenerach krajowych i wystawach. Był także współorganizatorem Ogólnopolskiego Festiwalu Amatorskich Filmów Publicystycznych w Białymstoku, a przez trzy kadencje sprawował funkcję prezesa Białostockiego Towarzystwa Fotograficznego. Zmarł po długiej chorobie 3 czerwca 2004 r.
Osoby, które miały sposobność zetknięcia się z Henrykiem Rogozińskim wspominają jego wielką kulturę osobistą, dobroć, skromność i szacunek jaki przejawiał dla drugiego człowieka. Kochał ludzi i sztukę. Zapewne z wzajemnością.

Adam Gryczyński

Wiesław Turno
Fotografią zajmuje się od 1980 r. Mieszka w Końskich. Jest członkiem ZPAF, Radomskiego Towarzystwa Fotograficznego, członkiem-założycielem oraz opiekunem Klubu Fotograficznego "Atut" Koneckiej Spółdzielni Mieszkaniowej i komisarzem wystaw w nim organizowanych. Od roku 1990 zajmuje się fotografią w technice gumy. W latach 1993-1994 współpracował z "Gazetą Konecką" jako fotoreporter. Uczestniczy w warsztatach fotograficznych, pokazach, plenerach, bierze udział w wystawach zbiorowych. W swoim dorobku ma kilkanaście wystaw indywidualnych. Wykonuje fotografie katalogowe. Publikował swoje fotografie w licznych albumach: Mistrzowie Polskiego Pejzażu, Sztuka Ziemi Kieleckiej, Radomskie Sacrum i in. Jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych i prywatnych kolekcjach krajowych i zagranicznych.
W latach 1998- 2002 r. był prezesem Okręgu Świętokrzyskiego Związku Polskich Artystów Fotografików w Kielcach.

Prace Wiesława Turno nawiązują do tradycji, a nawet więcej, artysta przywołuje technikę gumy arabskiej. Odrzuca pośpiech i pogoń za nowoczesnością, a jego prace ukazują przyrodę fotografowaną w sposób tradycyjnie prosty, a niekiedy z dominacją cech monumentalnych, zawsze z ładunkiem uczucia przejawiającego się nastrojach płynących od krajobrazu. Ogólne wrażenie wyciszenia potęguje spokój i smutek, a niekiedy nostalgia za naturalnym pięknem świata. Jest on przedstawiony w sposób charakterystyczny dla techniki gumowej z nieostrościami i przecieraniami koloru, z autorsko kształtowanymi barwami oraz z uwypukleniem struktury papieru. Sam kreator zaś wpisuje się do grupy - okazałej - gumistów programowo przywołujących piękną epokę fotografii z początków XX wieku.
Renesans techniki gumowej jest prawdziwym fenomenem schyłku naszego wieku. W dobie królowania komputera rozkwita technika eksponująca unikatowość dzieła sztuki oraz niepowtarzalność jednostki twórczej. Artyści rzucają wezwanie bezdusznym maszynom i technologiom. Przeciwstawiają im pracę wykonaną ręcznie. Twórcy wykorzystują błędy technologii oraz niedoskonałości tworzywa dla stworzenia dzieł nasyconych humanizmem. Sprzeciw artysty ma głębokie uzasadnienie moralne. Żyjemy w czasach znakomitego postępu cywilizacyjnego. Wydawać by się mogło, że jesteśmy skazani na doskonałość obrazu. Wystarczy przecież nacisnąć przycisk komputera i marzenia stają się realne. Można bez wysiłku wyprodukować obraz przypominający do złudzenia technikę gumy. A ponadto, obraz może być indywidualnie opracowany przy użyciu wybranego programu. Obraz może być także powielony. Każdy z tak uzyskanych obrazów będzie tworem doskonałym w każdej swej cząsteczce składowej. Fotografie Wiesława są tworami mniej doskonałymi, a jednakże znalazły miejsce we współczesnej sztuce. Potwierdzają rangę indywidualnego, autorsko ukształtowanego dzieła.

Paweł Pierściński